czwartek, 19 grudnia 2013

Święta, święta

W całej gamie minusów tego, że mój syn ma autyzm, odnajduję również sporo plusów.
Jeden z plusów objawia się przed Świętami Bożego Narodzenia, bo jestem zwolniona z gorączki przedświątecznego kupowania prezentów. Oczywiście, że Niuniek dostaje prezenty, ale moje dziecko jest na tyle wspaniałe z tym swoim autyzmem, że cokolwiek dostanie, cieszy się jak wygrywający w totka.

Rozmawiając z rodzicami innych dzieci, znajomymi, opowiadają mi jak zachodzą w głowę, aby kupić dziecku na gwiazdkę wymarzony iphone, tablet czy konsolę, czy niewiadomo co jeszcze, zdaję sobie sprawę, że w tym czasie jestem szczęściarą, bo mojemu dziecku równie dobrze mogłabym dać ryzę papieru do drukarki i rolkę folii aluminiowej, a cieszyłby się jak inne dzieci, które dostają wymarzone, często dość kosztowne prezenty. Niuniek po prostu uwielbia uchwyty dla pasażerów stojących (te, które są w tramwajach, autobusach, itd.), robi je z papieru lub folii aluminiowej i wiesza sobie nad łóżkiem. Tak też, gdyby dostał papier i folię aluminiową, miałby sporo radochy, tyle że ja nie nadążyłabym sprzątać i pewnie siedziałabym po pas we wszelkiego rozmiaru uchwytach, wykonanych przez moje dziecko, więc przeważnie kupujemy mu zabawki edukacyjne odpowiednie do etapu jego rozwoju i również ma wiele radochy. Tak... w kwestii prezentów dla Niuńka, jestem ogromną szczęściarą.

W zasadzie, ja od samego początku nie widziałam tragedii w chorobie mojego dziecka. Nigdy nie miałam załamania z tego powodu. Po prostu zdałam sobie sprawę, że nie zmienię obecnej sytuacji, czasu nie cofnę, a trzeba zrobić możliwie jak najwięcej, aby ułatwić synowi funkcjonowanie w społeczeństwie.  Autyzm podejrzewałam u Niuńka na długo przed diagnozą i po prostu przyjęłam jako fakt.
Nie potrafię pogodzić się tylko z tym, że nie posiadałam wcześniej odpowiedniej wiedzy, aby ustrzec moje dziecko przed autyzmem, że wiedza która w wielu przypadkach może uchronić nasze dzieci przed autyzmem jest marginalizowana lub wpychana w ramy teorii spiskowych.
Rodzic otwiera oczy dopiero po fakcie.
Jakkolwiek, stało się. Teraz jestem bogatsza w wiedzę, doświadczenie i trzeba przeć do przodu, nie tracąc czasu na łzy i rozpacz. Zdaję sobie sprawę, że mogło skończyć się gorzej.

W nawiązaniu do autyzmu: I don't like it but it likes me ;)


1 komentarz:

  1. to tak, jakbym czytała o mojej gorączce przedświątecznej sprzed lat. Pytania od mojej rodziny były proste: - co kupujemy Józkowi a moja odpowiedź krótka: - eeee. hmm...
    w tym roku od niego usłyszałam enigmatyczne: - ciekawostkę chcę dostać...
    wszystkiego dobrego dla Was!

    OdpowiedzUsuń