środa, 15 stycznia 2014

Kibelkowa rozprawka i rozpacz za dzwonem...

Trochę zaniedbałam blogowanie i śpieszę uzupełnić braki.

Pragnę oznajmić wszem i wobec, że Niuniek jest o kolejny krok do przodu. Dzięki terapii ABA i dzięki konsekwencji oraz nieustępliwej, stałej pracy w domu tą metodą terapeutyczną, Niuniek siada na kibelek, który jeszcze do niedawna jawił się mu niczym czeluści piekielne i za nic w świecie nie dał się posadzić na kibelek, nie wspominając, żeby sam usiadł. Nie pytajcie jak wcześniej załatwiał twarde potrzeby, bo opis mógłby ruszyć największego twardziela, ha ha ha.

Jak większość z was wie, terapia behawioralna opiera się na nagrodach i karach (bez związku z przemocą i karaniem cielesnym), właściwe zachowania nagradzamy, a tym samym wzmacniamy, a niewłaściwe karzemy i tym samym wygaszamy.
No i te przeboje kibelkowe trwały u nas sporo czasu, bo nie każda kara była na tyle "straszna" dla Niuńka, aby nie móc jej znieść, ale... konsekwentnie i do celu.

Tak też wcześniej miałam obawy, co się stanie, gdy Niuńka w szkole przyciśnie na kupę. No i stało się. Popuścił w gatki.
Pierwszy telefon dostałam ze szkoły o dziesiątej. Nauczycielka powiedziała, żebym przyszła i przyniosła czystą bieliznę. No więc zapakowałam co trzeba, pomyślałam jeszcze o chusteczkach nawilżanych i poleciałam "ratować" sytuację. Niuniek spłakany siedział w stroju gimnastycznym. Spłakany był dlatego, bo nauczycielka kazała mu usiąść na kibelek, he he.
No więc ogarnęłam Niuńka i wrócił na lekcje.
 Gdyby sprawa tak się skończyła, byłby cud, bo wiedziałam, że choć Niuniek siedział na kibelku, nie miało to nic wspólnego z załatwieniem się do końca. No i nie pomyliłam się wcale. Za dziesięć dwunasta dostałam kolejny telefon i taka sama prośba nauczycielki.

Wychodząc z domu postanowiłam Niuńka nie zostawiać już na lekcjach, bo została tylko jedna, ale zastanawiałam się w jaki sposób go ukarać... Idąc i rozmyślając nad karą nagle mnie olśniło...
Cudownie idealny czas, tuż przed dwunastą i co mogłabym mu odebrać najwartościowszego za karę? Ha ha, jasne, że rytuał słuchania dzwonu kościelnego. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Wytłumaczyłam mu chwilę, dlaczego nie będzie słuchał dzwonu i konsekwentnie udaliśmy się prosto do domu.
Dla Niuńka była to taka rozpacz, że nie mógł wysłuchać swojego dzwonu, kara chyba najgorsza z możliwych dla niego, więc gdy tylko weszliśmy do domu... Niuniek poszedł do ubikacji, nałożył nakładkę na sedes (którą mieliśmy już ful czasu) i pięknie usiadł na kibelek i się załatwił. Siedział biedak na kibelku, rozpaczał za dzwonem i się załatwiał, ha ha ha.
W nagrodę dostał ode mnie masę pochwał i dałam mu kostkę ptasiego mleczka na osłodę życia, ha ha.

Od tej pory, czyli od piątku zeszłego tygodnia Niuniek korzysta z kibelka. Tadaaam!