wtorek, 17 grudnia 2013

Niuńkowe fiksacje

Mój Niuniek nie ma typowych stereotypii ruchowych, ale za to jest mistrzem fiksacji, co wielokrotnie, utrudnia zwykłe funkcjonowanie, zwłaszcza mnie samej.
Wiadomo, że stereotypie i fiksacje u dzieci autystycznych są dla nich formą odizolowania się od męczącego ich nadmiaru bodźców płynących ze świata zewnętrznego, uspokajają i relaksują je, dają im swoiste poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad otaczającym ich światem.
Stereotypii i fiksacji nie powinno się wzmacniać... No tak. I staram się ze wszystkich sił, ale kosztuje mnie to kupę obciachu w miejscach publicznych i znoszenie wszelakich objawów złości i frustracji mojego syna. No ale... jak trzeba, to trzeba, zniosę wiele.
Jasne jest że fiksacji wzmacniać nie można, ale nie należy też całkowicie zabraniać dziecku autystycznemu jego "fiksowania", ponieważ jest to sposób na radzenie sobie ze stresem. I tak...

Niuniek bardzo lubi wszelkiej maści dzwony, zwłaszcza kościelne (i nie tylko), bo jak wiadomo dzwon w czasie ruchu wykonuje jednostajny ruch i wydaje z siebie jednostajny dźwięk. Podobnie lubi uchwyty dla pasażerów stojących w tramwajach, autobusach i metrze, ponieważ w czasie jazdy rytmicznie się kołyszą w dwie strony i kilka innych fiksacyjnych bajerów jest jeszcze. Co następuje...

Niuńka szkoła znajduje się tuż obok kościoła ewangelickiego. Ogólnie, na zajęciach lekcyjnych pracuje on bardzo ładnie, jest grzeczny, robi zadania i wszystko byłoby cacy, gdyby nie obecność kościoła z wypasionym dzwonem, który widać z okna szkoły. Dzwon może sobie wisieć cały dzień i wszystko jest w porządku, do momentu, gdy dochodzi godzina 12 w południe. Dzwon zaczyna bić i żadna siła nie jest w stanie zmusić Niuńka do skupienia się na zajęciach lekcyjnych. Jeśli nie może popatrzeć na dzwon i posłuchać jego bicia, dostaje histerii. Tak też biedni nauczyciele, o punkt dwunastej, są zmuszeni na 5 minut przerwać zajęcia, otwierają okno, aby Niuniek mógł popatrzeć i posłuchać dzwonu i po tym rytuale wracają do zajęć.

Co innego gdy można otworzyć okno, aby jego rytuałowi stało się zadość, a co innego, gdy muszę gdzieś iść z Niuńkiem i zwłaszcza, gdy się spieszę. Niestety, gdy bije dzwon, albo muszę przystanąć i poczekać, aż jego rytuał się wypełni, albo jak sprawa nagli ciągnąć go w dalszej drodze siłą rozhisteryzowanego, co się oczywiście zdarza i wcale nie rzadko.
Nie ma znaczenia, że się spóźnimy, nie ma znaczenia, że niektóre sprawy są tak ważne, że nie mogą czekać... Nie mogą, ba... Dla kogo nie mogą, dla tego nie mogą. W mniemaniu Niuńka, wszystkie inne sprawy muszą czekać, gdy w pobliżu jest dzwon i właśnie dzwoni.

2 komentarze:

  1. MIłosz podczas spacerów musi dokłądnie obejrzeć wszystkie bramy. I tak latamy z jednej strony jezdni na druga, na szczescie jeszcze nie natknelismy się na policję bo mandat byłby jak nic :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety! U nas było to samo, ale dawno temu, nasze początkowe przeprawy. W miarę możliwości omijaliśmy wszelkie bramy i krzaki, ha ha, bo Niuniek w bramy patrzał jak zaczarowany, co kolejna to ciekawsza była dla niego, a przy krzakach zrywał liścia i uskuteczniał poruszanie go paluszkami drugiej rączki, stojąc twarzą do krzaka i tak potrafił spędzić nawet 2 godziny. Całe szczęście mamy to już za sobą, ale Tobie Kasia współczuję z całego serca tych przepraw. Wierzę, że uda Wam się to przebrnąć.

      Usuń